piątek, 11 listopada 2016

Ewelina Zach: Ból straty

Pewnymi sprawami nie jesteśmy w stanie dzielić się od razu. Za bardzo bolą, za mocno dławią, zbyt silnie ściskają gardło. Myślę więc, że zrozumiałym będzie jeśli o utracie mojej MAŁEJ WIELKIEJ MIŁOŚCI napiszę dopiero teraz choć upłynęło już trochę czasu.

Rzecz miała miejsce 4 września tego roku. Około godziny 9 rano odszedł mój najukochańszy Skarb – świnka morska DEXTER. Był to potworny cios – tym bardziej bolesny, że dzień wcześniej jeszcze siedział sobie na zewnątrz przed domem i wcinał trawkę – bezpieczną i sprawdzoną – zresztą nie był pozostawiony sam sobie – był w cieniu, miał wodę, cały czas Ktoś był na ogródku i kontrolował sytuację. Zwierzak sobie leżał, odpoczywał, radośnie kwiczał gdy się go brało na ręce i tuliło. Reasumując  - absolutnie nic nie zapowiadało tej, dla mnie, tragedii.

W nocy przez jego śmiercią jedyne co mnie zaniepokoiło to totalny brak apetytu – świnki morskie nie mogą nic nie wcinać zbyt długo zatem przygotowałam specjalną karmę i wstawałam co 40 minut – brałam do małej strzykaweczki karmę, później podawałam wodę i tak przez całą noc. Pomyślałam,
że nazajutrz, mimo niedzieli pojadę do weterynarza skontrolować co jest przyczyną tego stanu rzeczy.

Nie zdążyłam… rano mój zwierzak już leciał mi przez ręce – troszkę też pokwikiwał nieco niepokojąco zatem otuliłam go jego ukochanym ręczniczkiem we wszystkich kolorach tęczy i tuliłam – zwierzak nieco się uspokoił. Ponieważ dochodziła 9, a od 9 przyjmował doktor ubrałam się i chciałam wraz z tatą jechać do weta jak najszybciej. Usiadłam na siedzeniu, głaskałam i uspokajałam Dextera prosząc go by był dzielny i mówiąc, że będzie dobrze… nie zdążyliśmy wyjechać z bramy – prosiaczek wtulił się, zamknął oczka, jakby odchrząknął, westchnął i odszedł…

Przez 40 minut nie dałam go sobie wyciągnąć z rąk – byłam w szoku. Mój zwierzak miał idealne warunki, cały czas był zadbany, jadł tylko to co najlepsze i nie dał mi najmniejszego sygnału, że odejdzie – poczułam się załamana …miał dopiero 6 lat – według wielu to zacny wiek dla świnki, ale ja wiem o takich które żyją i 11 i dbając o mojego Skarba od małego walczyłam by został ze mną jak najdłużej. Niestety nie wyszło, a On postanowił pobiec na łąkę za Tęczowym Mostem wcinać koniczynkę i bawić się z innymi świnkami.

Później go pochowałam, kilkanaście nocy słabo spałam, przesiadywałam przed jego „grobem” nad którym tata postawił lampkę solarną, która w nocy mieniła się kilkoma kolorami i zadawałam sobie pytanie dlaczego ? – Dlaczego spotyka mnie to akurat teraz – kiedy szukam pracy, wykombinowałam już gdzie znajdzie się klatka w nowym warszawskim mieszkaniu, kiedy już planowałam gdzie
go zabiorę i co mu pokaże – w końcu kiedy jestem na rozstaju dróg, przed nowym etapem życia
i właśnie teraz chciałabym móc Go pogłaskać, przytulić, posłuchać jak kwiczy i tupta po swoim domku.

Ktoś powie, że to niepoważne. Ale Dexter był szczególnie ważny w moim życiu – w trakcie trudności z chorobą, gdy miałam wyłonioną stomię,  gdy rozpadały się moje związki, gdy przez niezrozumienie choroby odsunęli się ode mnie wszyscy znajomi, gdy nie mogłam dogadać się z rodziną, gdy wpadłam w depresję – On cały czas kochał mnie, był ze mną, nie oceniał mnie i wiedziałam, że na jego radość zawsze mogę liczyć.  TAKI MAŁY A TAK NAPRAWDĘ NAJWIĘKSZY PRZYJACIEL.

Do dziś łapię się na obieraniu marchewki i myśleniu, że ukroję mi kawałek… czy na wchodzeniu do pokoju i dziwieniu się ciszą… albo na mówieniu „dobranoc Dexter albo dzień dobry Titi „ i tej ciszy… kiedy dociera do mnie, że już mi On nie odpowie, tak jak zawsze to czynił.

Brakuje mi pod palcami jego miękkiego futerka w jesienne wieczory. Jeszcze nie jestem gotowa przywitać nowego zwierzaka.  Ustaliłam z Ukochanym, że jakiś zwierzak pojawi się w warszawskim mieszkaniu końcem kwietnia – jeszcze nie sprecyzowaliśmy czy to będą dwa samczyki świnki morskiej czy kot – musimy to też omówić z właścicielem mieszkania i współlokatorem. Liczę jednak na to, że będą przychylni – od dziecka wychowuję się w towarzystwie zwierząt i nie wyobrażam sobie abym miała żyć w pustym mieszkaniu bez nich – wiem, że to odpowiedzialność dlatego racjonalnie podchodzę do tematu i na wszystko daję sobie czas i uważnie przeczesuję możliwości .
Rzeczy, które pozostały mi po Dexterku rozdzieliłam – ręczniczek jest schowany – nieprany bo pachnie jego miękkim futerkiem, klatka i podłoża są schowane – mają dość długie terminy przydatności do użycia – jeśli zdecyduję się na świnki klatka i reszta rzeczy jak szklane poidło czy ceramiczne miseczki przydadzą się koncertowo.  Są schowane umyte i przykryte na strychu w moim domu w Tarnowie i nic im nie grozi. Jeśli chodzi o karmy i bawełnę organiczną do odpoczywania dla świnek przekazałam je  jednemu z wielu domów tymczasowych Stowarzyszenia Pomocy Świnką Morskim – polecam czasem ich wesprzeć, to wspaniali ludzie robiący dużo dobrego dla tych malutkich stworzonek.

Jeśli zdecyduję się na dwa samczyki świnki to jestem w kontakcie z domem, który wsparłam – będę chciała adoptować je właśnie ze stowarzyszenia J

A Wy macie w pamięci jakiś szczególnych zwieszakowych towarzyszy waszego życia ? Czy to żyjących czy tych co już odeszli ? Jeśli tak podzielcie się jakimś wspomnieniem, może zdjęciem w komentarzu – fajnie będzie wiedzieć, że jest więcej ludzi, którzy mają mocno emocjonalny stosunek do zwierząt jak ja J

Pozdrawiam

Ewelina

NieDoBezPary ( pamięci Dextera)
Mam dziurawą duszę
po - minięty makijaż ...
Wyrtarta jestem jak znoszony but
nie do pary...
Bez...
Bardziej pusta niż każdy
wygryziony przez termity badyl ...
Wpatrzona w lampkę i kolor...
Zielony, czerwony, niebieski...
Słońce daje jej siłę a ona i tak gaśnie...
Jak ja w oczach
BezNieba...
Miękkie futerko
Pod palcami Twój ręczniczek kolorowy
Mój maleńki Skarbie...
Titi słodkie
Ciebie mi potrzeba...
Nie chcę powiedzieć
NA ZAWSZE
Dobranoc...
Moknę od łez...
Nie odchodź...
Nie milcz mi prosto w serce
Cokolwiek powiedz Mi
Zostań...
Przecież wiesz,
Że potrzebuję Cię jeszcze



środa, 2 listopada 2016

Ewelina Zach: Miła końcówka lata


Ostatnio pojechałam z Rafałem do Warszawy. Pogoda była wyśmienita, więc szkoda byłoby marnować czas siedząc przed komputerem czy telewizorem. Postanowiliśmy poszukać jakiejś podwarszawskiej miejscowości bądź dzielnicy, do której nie mielibyśmy zbyt daleko lecz moglibyśmy tam dotrzeć i naprawdę miło spędzić dzień. Po nieco ponad godzinnych poszukiwaniach po śniadaniu zdecydowaliśmy się na odwiedzenie Podkowy Leśnej – górę wzięło określenie, iż jest ona nazywana Miastem – Ogrodem. Koniecznie chciałam zobaczyć ten ogród. Zatem pojechaliśmy.

Okazało się, że Podkowa Leśna to bardzo urodziwa, malownicza oraz rzeczywiście zielona miejscowość. Dech zapiera ilość lasów, drzew, kwiatów, dróżek i uliczek oraz willi ukrytych między nimi. W Internecie przeczytałam opinię, iż podobno na pytanie o wymarzone miejsce do zamieszkania w okolicach stolicy wiele osób odpowie bez wahania - "Podkowa!". Muszę się z tymi słowami zgodzić. Jednak do określenia, że jest to Miasto- Ogród bez wahania dodałabym inne – Miasto poetyckich westchnień, spokoju, uśmiechniętych ludzi wokół, ciszy oraz miasto, gdzie czas płynie zupełnie inaczej – wolniej, pełniej, uważniej. Zachwycona, spacerując ulicami oraz zachodząc w zakamarki miejscowości, obserwowałam jej piękno – śmiałam nawet się rozmarzyć, o tym jak kiedyś kupuję tam działkę i stawiam piękny dom – ale do odważnych świat należy zatem czemu wykluczać taką opcję J

Ogromne wrażenie zrobił na mnie Kościół – Ogród, który w zamyśle jego budowniczych miał być dopełnieniem Miasta. Bardzo zaskoczyło mnie, że wokół ludzi spacerujących i robiących zdjęcia wędrują zupełnie nieskrępowane pawie – samce i samiczki – kompletnie nie zwracające na nich uwagi. Z Rafałem przeszliśmy wokół Kościoła – to chyba jedno z najpiękniejszych miejsc na spokojną medytację i kontemplację jakie do tej pory dane mi było odwiedzić. zostałzadbano o każdy detal, każdy szczegół, każdą rzeźbę… No i oczywiście Dzwonnica z Aniołami stojąca po prawej stronie wejścia u bramy Kościoła.

Spędziliśmy w Podkowie Leśnej wiele miłych godzin na spacerowaniu i zwiedzaniu wszystkiego, co da się zwiedzić. Byliśmy w Leśnym Parku Miejskim, przeszliśmy się piękną zabytkową Aleją Lipową, przyglądaliśmy się uważnie Willi „Aida”, podziwialiśmy Pałacyk Kasyno oraz Dom Anny i Stanisława Iwaszkiewiczów w Stawisku, widzieliśmy również słynny „Domek numer zero” będący reliktem Stanisławowa. Figura Matki Boskiej z 1925 r. nas zachwyciła. Daliśmy sobie czas na chwilę zadumy stojąc przy Płycie poświęconej polskim i węgierskim towarzyszom broni. Podziwialiśmy w okolicach Kościoła misternie wykonane popiersie Jana Pawła II…

Jest tam pięknie, cicho oraz spokojnie – można porozmawiać, pobłądzić między drzewami oraz naoglądać się przepięknych domów oraz willi i rozmarzyć się o znalezieniu się w tym miejscu jako mieszkaniec. Na kolację zajrzeliśmy, nieco niezdrowo, na kebaba – ale nie ma czego żałować, bo mięso było w nim świeże i pyszne – nie miałam żadnych rewolucji stomijno–jelitow –brzusznych. Tylko żal mi było trochę wracać do zatłoczonego miasta – tam oddycha się pełniej. Cieszę się jednak, że to niedaleko Warszawy, do której mam nadzieję niebawem się przenieść – liczę na to, że mój Mężczyzna da się czasem namówić na wycieczkę do Podkowy Leśnej – chciałabym tam móc spędzić kilka dni i napawać się magicznym klimatem tego miejsca jak najczęściej J Polska to piękny kraj – warto przyglądnąć się bliżej swojej Ojczyźnie – jest cudowna J


P.S. I jeszcze jedno – polecam zawsze przed podróżą do nowego miejsca nieco o nim poczytać, aby móc zaplanować zwiedzanie – My skorzystaliśmy w przypadku Podkowy Leśnej z tego linku, który pomógł nam zaplanować właściwą kolejność odwiedzanych miejsc - http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/search,1,-1,-1,921504,-1,-1,-1.html