poniedziałek, 22 stycznia 2018

Trzeba żyć bez względu na to, ile razy runęło niebo

Trzeba żyć bez względu na to, ile razy runęło niebo.
D.H. Lawrence


To zdanie mocno oddaje to, co ostatnio dzieje się w mojej głowie i życiu. Minął pierwszy tydzień w  mojej nowej pracy – tydzień owocny w naukę, tydzień pełny nowości, ale też tydzień spadku formy i sił, tydzień tęsknoty i łez. Pogoda za oknami zrobiła się zimowa, zmarzło mi też trochę serce, które zaczęło potrzebować przytulenia i ogrzania. Jak zwykle spisali się moi najbliżsi – moi rodzice wspierający mnie na odległość, mój przyjaciel, który służył dobrym słowem przez telefon i oczywiście mój Ukochany, który to zmarznięte serce przytulił delikatnie do swojego i pomógł mu się ogrzać. Trudny moment istnienia mam już nieco za sobą. Staram się cieszyć nadchodzącym dniem i być dobrej wiary w teraźniejszość. Nie jest łatwo mierzyć się z lękami, kiedy te tak paraliżują spojrzeniem swoich wielkich oczu, ale staram się tę nierówną walkę wygrywać. Bo mam dla kogo być, mam dla kogo oddychać i mam dla kogo istnieć w tym świecie z uśmiechem na duszy i twarzy. To niebo runęło mi w tym tygodniu wielokrotnie, ale za każdym razem staram się je podnosić, aby znów było na swoim miejscu. Szukać inspiracji, łapać oddech, żyć z nadzieją i budować w sobie siłę, by przekraczać każdą przeszkodę, która mnoży się na mojej prywatnej drodze do szczęścia. To zadanie niełatwe, które stoi przed każdym z Nas. Pocieszam się zawsze, że nie tylko ja mam swoje demony, swoje czarne lustra i głębokie czarne dziury w myślach i harmonogramie życia. Moim ratunkiem jest pisanie wierszy. Poezja pomaga uciec od złych momentów, pomaga narysować słońce, postawić grzejnik obok serca, napić się ciepłej herbaty z cytryną, rozwijać umysł i ćwiczyć wyobraźnię. W końcu nie chcę się zatrzymywać na jednym tomiku poezji, chcę pisać więcej, piękniej, lepiej, mocniej. I tym staram się ćwiczyć swoje mięśnie optymizmu i dotyk nadziei na lepsze dziś i dobre jutro. Próbuję się nie bać otwartych okien i zatrzaśniętych drzwi. Wierzę w niedomykalność i w to, że gdy Bóg zamyka drzwi, to otwiera szeroko okna. Czasem mnie one przerażają, bo wielu z nich skacze, ale ja staram się widzieć w nich dobroć otwarcia na to, co przynosi życie – na wpuszczanie słońca do chwili albo ożywczego powiewu chłodnego wiatru, który różowi mrozem, szczypiąc policzki. I wciąż wierzę w kredki, kolorowość i dobre dusze, które zjawiają się w naszym życiu wtedy, kiedy ich potrzebujemy. Wierzę w dobro i w to, że dam sobie radę i dziś, i jutro, i pojutrze też. Bo jestem silna, w końcu za każdym razem podnoszę swoje niebo i idę dalej, wyżej, lepiej… tego się trzymajmy.

Bo najgorszych burzach wychodzi słońce, a gdy upada niebo można znaleźć się wśród chmur…

Pozdrawiam Was,

Ewelina

czwartek, 11 stycznia 2018

Nie należy bać się zakrętów na drodze

Życie nieustannie nas zaskakuje. Czasem pozytywnie, czasem nie. Jeszcze w ostatnim wpisie dzieliłam się z Wami radością z pracy w dużej korporacji, a dzisiaj jest to już przeszłość. Firma nie zdecydowała się przedłużyć ze mną umowy po okresie próbnym. Takie ich prawo jako pracodawcy. Bardzo to przeżywałam, wylewałam łzy i martwiłam się jeszcze w poniedziałek co ja pocznę i co będzie dalej. Dziś kiedy piszę ten artykuł mamy czwartek, jest zaledwie kilka dni po skończeniu pracy w korporacji, a ja już mam nową pracę. I to we wspaniałej bliskiej domu lokalizacji, dogodnych godzinach pracy (8-15), za niewiele mniejszą stawkę niż miałam w tej dużej firmie. Będę teraz pracować w Fundacji zajmującej się pomocą osobą cierpiącym na stwardnienie rozsiane. Temat póki co jest mi słabo znany, bo nie mam w rodzinie nikogo kto by cierpiał na tę chorobę, ale z czasem na pewno spokojnie się wdrożę i zdobędę taki poziom wiedzy, jaki jest niezbędny na moim nowym stanowisku pracy. Pracę zaczynam właściwie od zaraz, bo już jutro, tj. w piątek, rozpoczyna się mój pierwszy dzień. Chcę wierzyć, że trafiłam na dobrych ludzi, którzy będą wobec mnie wyrozumiali i życzliwi. Fundacja to coś zupełnie innego niż korporacja, ale jest to bliższe mojemu sercu. Cieszę się też, że nie będę musiała godzinę dojeżdżać zatłoczonym autobusem, że nie będę musiała nosić ciągle wizytowych ubrań, że będę mogła czuć się w zespole swobodnie i jak równy z równym – poza hierarchią jaką stwarza korporacja. Przyznam szczerze, że patrząc z perspektywy czasu zauważam, że nie odnajdywałam się do końca w dużej globalnej firmie. Sztywne struktury powodowały ciągły wewnętrzny stres i ucisk na żołądku. Na pewno nie było to dobre dla mojego zdrowia i na dłuższą metę mogłoby się negatywnie na nim odbić. Życie to droga, a Bóg różnymi ścieżkami Nas prowadzi. Nie zawsze je pojmujemy, nie zawsze dostrzegamy od razu, o co chodzi w biegu wydarzeń naszego życia, lecz nic nie dzieje się bez przyczyny – mnie doświadczenie prawdziwej korporacji nauczyło pokory, zdobyłam też doświadczenie w pracy biurowej, które już wiem, że przyda się w Fundacji. Czuję, że będę szła do pracy bez ścisku w żołądku i lodowatego strachu w gardle. Cóż można powiedzieć o zespole z którym się jeszcze nie pracowało – może to zabrzmi głupio i infantylnie, ale intuicja podpowiada mi, że po prostu dobrze trafiłam. Nie umiem wyjaśnić czemu tak czuję i nawet nie będę się na to silić, tak czuję w sercu, po prostu – tylko tyle i jednocześnie aż tyle. Cieszę się też na samą myśl, że w końcu bez stresu będę mogła być wcześnie w domu – uwielbiam wracać i mieć jeszcze czas na swoje sprawy – na napisanie artykułu dla Was Kochani, na przytulenie Ukochanego, na zabawę z naszym uszatym przyjacielem, na wspólną kolację. Ogarnia mnie wewnętrzne poczucie spokoju, że będzie dobrze, że nie mam się już czego bać, że nie muszę o nic się szarpać, że nikt nie będzie patrzył na mnie krzywo, bo według niego wyglądam „za mało reprezentacyjnie”. To cenne mieć taki wewnętrzny spokój ducha. I paradoksalnie cieszę się, że „wypadłam” z torów wyścigu szczurów. I cieszę się, że tutaj, gdzie teraz będę są ludzie rozumiejący, co to znaczy choroba, co to znaczy ból, co to znaczy brak sił… Stresowałam się nieco dzisiejszą rozmową kwalifikacyjną zupełnie niepotrzebnie. W końcu nie taki diabeł straszny jak go malują. Fajnie, że trafiłam do, mam nadzieję, ludzi szczerych, budujących autentyczne i głębokie wewnętrzne relacje w duchu turkusowych organizacji, gdzie każdy jest równy, każdy jest szczery i każdy jest ważny. Może mój wpis jest bardzo optymistyczny, może nad wyraz, ale po prostu jestem pełna pozytywnych myśli i wiary w to, że tym razem będzie dobrze, bo znalazłam swoje miejsce. Bardzo chcę w to wierzyć, bo takie podejście dodaje mi skrzydeł i sił. 

Proszę, trzymajcie za mnie kciuki. Wierzę że będę sobie radzić bardzo dobrze, ale wiedza, że ktoś jeszcze trzyma kciuki i śle mi pozytywne myśli i energię pomaga.

Pozdrawiam i ściskam Was mocno,

Ewelina

czwartek, 4 stycznia 2018

Nowy rok

Witajcie,

dawno nie pisałam, lecz było ku temu sporo powodów. Tym kluczowym była utrata wewnętrznej równowagi, co poskutkowało nawrotem depresji. Nie czułam się na siłach, by dla Was pisać - zresztą zapewne wpisy byłyby smutne i przesiąknięte negatywnymi emocjami. Za nawrotem depresji poszło też pogorszenie stanu zdrowia – w sumie z mojego trzymiesięcznego okresu próbnego przepracowałam dwa miesiące. Dojście do siebie było trudne. Musiałam ewakuować się na prędce do Tarnowa, by móc podjąć w Dębicy terapię z moją panią doktor psychiatrą-psychoterapeutą, gdyż mój stan rozchwiania był bardzo silny. Do tego doszły somatyzacje lękowe, utrudniające mi normalne funkcjonowanie: drżałam, miałam nieopuszczające mnie ani na chwilę poczucie niepokoju, czułam ciągłe napięcie, miałam rozchwianie emocjonalne za którym poszły też bóle brzucha, mnóstwo łez, wymioty i brak apetytu. Tak, to był bardzo skomplikowany okres mojego życia. Ten rozdział na szczęście jest już za mną. Z każdym dniem stopniowo odzyskuję pewność siebie i energię życiową. To bardzo ważne, by dbać o swoje zdrowie psychiczne i nie lekceważyć (tak jak zrobiłam to ja) drobnych objawów, które są sygnałem od organizmu, że dzieje się z nami coś niedobrego. Ja zlekceważyłam ciągłe napięcie mięśniowe i napady paniki - wydawało mi się, że to tylko przejściowe i szybko minie, a tymczasem sytuacja bardzo negatywnie się rozwinęła. Teraz dbam o to, by spokój i Bóg w moim sercu prowadził mnie przez każdy dzień. Dużo dają mi ćwiczenia uważności oraz spokojne, świadome głębokie oddychanie. Mam też ogromne wsparcie moich bliskich, w szczególności Narzeczonego, z którym jestem na co dzień. On potrafi ukoić ból i pomóc zażegnać lęk.

Zaczęłam też realizować jedno ze swoich wielkich marzeń - w przygotowaniu jest mój autorski tomik poezji. Tytułem będzie słowo NIEDOMYKALNOŚĆ. Wynika to z faktu, że w mojej twórczości staram się zostawić pole do interpretacji po stronie czytelnika. Uważam, że nic nie jest jednoznaczne i ostateczne, a interpretacji jednego wiersza może być tyle, ilu ludzi go przeczyta. W moich oczach jest to piękne. Wydanie planowane jest w lutym, choć ostatecznej daty jeszcze nie ma. Bardzo się jednak raduję na myśl, że w końcu trafię z moją poezją do szerszego grona odbiorców. Wracając na chwilę do tematu pracy -moja umowa na okresie próbnym kończy się 8 stycznia. Nie wiem czy zostanie przedłużona, dziś kiedy piszę ten post jest 4 stycznia, a ja nie mam jeszcze żadnej ostatecznej informacji. Staram się jednak do tematu podchodzić ze spokojem - wykonuję swoje obowiązki sumiennie i starannie, a co ma być, to będzie. Najwyżej przyjdzie mi znowu szukać zatrudnienia - nie nastawiam się jednak negatywnie, ani też nie uprawiam czarnowidztwa - co się ma wydarzyć, to się wydarzy, nie zależy to ode mnie, więc staram się nie zaprzątać sobie tym tematem serca i głowy. Słowem nowo zaczętego roku jest dla mnie ZDROWIE - chcę się mocno na nim skoncentrować. Odżywiam się regularnie, staram się zjadać przynajmniej cztery posiłki, by w diecie nie brakowało owoców i warzyw, zwiększam stopniowo ilość wypijanych płynów, a także zwiększyłam suplementację żelaza, które ciągle mam na drastycznie niskim poziomie. Chcę też okiełznać przetokę - codziennie robię nasiadówkę, jak wcześniej dbam o higienę okolic intymnych i zmieniłam używany rodzaj opatrunków jałowych na nieco cieńsze, dzięki czemu skóra mi się mniej podrażnia. Staram się też w domu chodzić bez opatrunku co znacznie pomaga w leczeniu, bo przetoka nie dusi się pod opatrunkiem. Chciałabym ją w tym roku całkowicie wyleczyć - dowiaduję się na bieżąco o metodach stosowanych w przypadku przetok u osoby z chorobą Crohna i chcę przetestować kilka możliwości. Wierzę głęboko, że któraś z nich sprawdzi się w moim przypadku, bo powiem Wam zupełnie szczerze, że mam serdecznie dosyć swojej przetoki – stomia mi nie przeszkadza i nie jest problemem, ale sącząca się ciągle przetoka bardzo mnie drażni i dołożę wszelkich starań, by w tym roku się zagoiła.

Serdecznie Was wszystkich ściskam z okazji Nowego Roku i życzę każdemu z Was dużo zdrowia sił i dobrego nastroju oraz abyście na swojej drodze zawsze spotykali tylko życzliwe Wam dusze.


Z pozdrowieniem, Ewelina