Cześć Kochani,
wybaczcie mi kilka dni milczenia. Starałam się w pełni dojść do zdrowia aby
dzisiaj już pełną parą dotrzeć do pracy. Udało mi się - wstałam rano pełna sił
i gotowa na wszelkie wyzwania.
Chciałabym poruszyć dziś ważny dla mnie temat. Zauważyłam wśród moich znajomych,
że niemal każdemu z nich łatwo przychodzi narzekanie na siebie. Zbyt często i ze
zbyt dużą łatwością krytykują samych siebie - nos za duży, biust za mały,
wzrost nie taki, nogi krzywe albo za grube, albo za chude itp. Chorując jeszcze
łatwiej jest mieć do samych siebie pretensje. Mnie bez problemu przychodzi
narzekanie na stomię, kolano, że obcasów nie ponoszę - bo kolano niesprawne, że
wielu ćwiczeń, które bym chciała nie mogę wykonać, że płynąc kraulem czy
grzbietem nie zrobię pięknego nawrotu fikołkiem i że obcisła krótka bluzka jest
za obcisła i za krótka, bo stomia spod niej wyłazi. No i ciągłe problemy z
zębami, bo leki i wieczne nieogarnięcie. Dziś jechałam nawet do Fundacji z
duszą na ramieniu, bo moje jelitko postanowiło się schować i podciekło. Całą
drogę modliłam się w duchu aby worek wytrzymał i żebym dotarła do biura - na
szczęście udało się dojechać w czystym ubraniu, z tylko delikatnie podrażnioną
skórą.
Sami widzicie - narzekanie i pretensję do samej siebie mam we krwi. Moje
znajome też często na siebie narzekają - a że finanse u nich leżą, bo nie
umieją oszczędzać, a bo nie są tak poukładane a ich życie nie jest tak piękne
jak to, które można zobaczyć na Instagramach znanych blogerek, że brakuje im
umiejętności orientacji w terenie, że nie są dobrymi córkami/matkami/siostrami.
Zauważyłam, że takie narzekanie obniża poczucie własnej wartości, pogarsza
samopoczucie, sprawia że nie widzimy w sobie nic dobrego i im częściej mówimy o
sobie źle, tym mocniej te słowa faktycznie oddziałują na rzeczywistość.
Generalnie o tym, co w sobie lubimy mówimy dużo rzadziej. Jakoś się nie składa,
jakoś nie ma okazji, jakoś, mam wrażenie, brak na to społecznego przyzwolenia.
Często słyszę, że ktoś np. nie jest zadowolony ze swojego koloru oczy ale nigdy
nie słyszę słów odwrotnych “lubię swój kolor oczu”. To absurdalne. I bardzo
smutne.
Chciałabym to zmienić, przestać skupiać się na tym, co mi się nie podoba.
Odwrócić lustro na swoją korzyść, otworzyć duszę na uśmiech. Dziś jest ten
moment. Chcę Wam powiedzieć co w sobie lubię i czemu - i poprosić byście w
komentarzach napisali co najmniej dwie rzeczy (choć chciałabym więcej) za które
lubicie samych siebie. Do dzieła - doceńmy siebie! Ja zaczynam:
- Lubię swoje 158 cm wzrostu - mówi się, że małe
jest piękne. Zgadzam się z tym. Poza tym czasem, gdy wybieram się z
Ukochanym na eleganckie wyjście gdzie nie będę dużo chodziła, mogę sobie
pozwolić na założenie dość wysokich obcasów wiedząc, że i tak nie będę
wyższa od Rafałka nawet stojąc.
- Lubię to, że nie przejmuję się tym jak odbierają
mnie inni - że nie jestem odpowiednio dojrzała/dorosła - to pozwala mi być
sobą i kiedy chcę dopuszczać swoje wewnętrzne dziecko. Ułatwia mi to też
samoakceptację.
- Lubię swoje oczy - jako całość. Są pięknie
błękitne, mają ładny kształt, są wyraziste i nie są zbyt głęboko osadzone.
Mało tego, są dosyć symetryczne i mają piękną oprawę.
- Lubię moje milion pomysłów na minutę -
czasem to może sprawia, że jestem chaotyczna ale w sumie pozwala mi się
nie poddawać. Wiem, że jeśli na realizację jakiegoś pomysłu nie pozwoli mi
zdrowie, to mam jeszcze mnóstwo innych i zrealizowanie któregoś musi się
udać.
- Lubię swoją odwagę - nabrałam jej w ciężkich
chwilach i teraz zawsze staram się iść do przodu, nawet jeśli trochę
boli i nie zawsze jest przyjemnie.
- Lubię swoje usta – ostatnio przy kolejnym spocie
dla fundacji oddałam się w ręce makijażystki, która powiedziała mi, że
wiele modelek robi sobie mnóstwo zabiegów kosmetycznych, wstrzykuje kwasy
hialuronowe, botoxy itp. aby mieć takie usta jak moje. Zwłaszcza, jak to
ujęła “serduszko” na górnej wardze - podobno atrybut kobiecości.
- Lubię swoje zamiłowanie do prostoty - sprawia mi
radość i daje satysfakcję, że nie czuję musu gonienia za trendami, że
muszę mieć torebki za 3000 zł, nie muszę mieć stu par butów i dziesiątek
niepotrzebnych mi ale modnych rzeczy. Lubię swój umiar i minimalistyczne
podejście do życia, które pozwalają mi oddzielać rzeczy ważne i niezbędne
od niepotrzebnych.
- Lubię swoje uśmiechnięte podejście do życia -
cieszę się, że staram się widzieć pozytywne strony życia i każdego dnia
dostrzegać dobro w innych wokół siebie.
- Lubię swoje paznokcie - są twarde, zdrowe i
niełamliwe oraz dosyć szybko rosną ładne i kształtne.
- Lubię swoją gadatliwość - kiedyś postrzegałam ją
jako wadę a dziś pozwala mi ona na śmiałe poznawanie innych ludzi oraz na
opowiadanie im ciekawych rzeczy - często słyszę, że niezły ze mnie
gawędziarz i ludzie autentycznie chcą mnie słuchać, gdyż mówią, że to co
mam im do powiedzenia wzbudza ich zainteresowanie.
A Ty co w sobie lubisz? Za co cenisz samego siebie? Z czego jesteś
dumny/dumna? Podziel się proszę ze mną w komentarzu - pochwal się sobą i
pochwal siebie - tak szczerze i od serca - to pierwszy krok do lepszego
samopoczucia.
Ślę Ci serdeczności Drogi Czytelniku, miej dobry dzień :-)
Ewelina