Dobry wieczór.
Wam też weekend minął tak szybko? W soboty zawsze z Rafałkiem
jemy wspólnie śniadanie – zazwyczaj świeże pieczywo z twarożkiem.
Tak było i wczoraj. Później dzień mijał zwyczajnie – robiliśmy porządki,
pranie, leniuchowaliśmy i trochę świrowaliśmy. Dostałam też trochę weny i
w sobotę sobie nieco kaligrafowałam. Nawet listę zakupów wykaligrafowałam. A co! W niedzielę ulepiliśmy razem
pierogi ruskie na obiad – było arcy pysznie. Wieczór upływa mi
na oglądaniu ulubionego serialu Zaklinaczka Dusz. Uwielbiam Jennifer Love
Hewitt. Ten serial jest jakiś taki ciepły, prosty i
uśmiechnięty zarazem, jak dla mnie idealny.
Smutno mi trochę bo
przede mną cały tydzień siedzenia samotnie w domu. Pocieszam się, że trochę
zajmę się pracą a trochę przyjemnościami. Opracowuję pewien projekt i
ciągle go poprawiam – nie podoba mi się jego wydźwięk, muszę sobie
opracować jakiś język – prosty ale też miło mi brzmiący – to nie łatwe zadanie
przetłumaczyć polski język medyczny na polskie NASZE PROSTE I ZROZUMIAŁE. Posiedzę
trochę w literaturze i w sieci i popatrzę na mowę potoczną oraz uproszczenia.
Mam nadzieję, że błyśnie mi w głowie wena
- mam świadomość, że to nad czym pracuję jest ważne, może dlatego nie
chcę sknocić i oddać byle czego. Poza tym znowu odzywa się we mnie ten
perfekcjonizm, który nie pozwala mi na robienie czegoś na pół gwizdka. Proszę
więc o kciuki bo w tym tygodniu potrzebuję nieco weny – a przyznam szczerze, że
w dobie kompletnego braku słońca od kilku dni jest o nią naprawdę ciężko.
Od kilku dni siadam do komputera tylko po to, aby nakreślić do Was
Kochani kilka słów albo obejrzeć Zaklinaczkę. Poza tym to nie mam w ogóle
ochoty siedzieć przed komputerem – i to nawet nie jest poczucie jakiegoś
lenistwa tylko jakaś wewnętrzna niechęć i ciągła senność z braku słońca.
Zwiększyłam sobie dawkę witaminy D3, staram się wietrzyć częściej pokój, pić
soki owocowe, wcinać kiszonki oraz jabłka i codziennie uśmiechać się rano do
lustra ale ciągle czuję się „rozmemłana” i „rozdziamorzona” i mam ochotę tylko
„płaszczyć dupsko” pod kocem z książką w ręku. Ale staram się nie poddawać. I dobrze, że mam obiad w zapasie.
Pomysły od Was na pokonanie tego dziwnego stanu w komentarzach są mega mile
widziane. Może podacie jakieś swoje sposoby na walkę ze sobą kiedy brak słońca
chowa Naszą aktywność głęboko do szafy?
Buziaki znad literatury, E
P.S. Narzeczony kupił mi hantelki, sztuk dwie – będę
ćwiczyć po 20 minut dziennie od poniedziałku, może to coś da ? Niestety nie
mogę pójść na spacer ani nic z tych rzeczy, bo lekarka zabroniła, ale mam
nadzieję, że ta mała aktywność nieco doda mi wigoru i sił :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz