poniedziałek, 16 października 2017

Jesienne smaki

Dzień dobry Kochani,

piszę do Was po pierwszym intensywnym tygodniu w nowej pracy. Chciałam się z Wami podzielić wrażeniami i nie tylko… ale to w dalszej części postu. Zacznę więc od tego, że zostałam bardzo ciepło i pozytywnie przyjęta – nie czułam się odebrana jako gorsza mimo iż nie ukrywam swojej niepełnosprawności. Moja bezpośrednia przełożona Pani Ania okazała się fantastyczną osobą, która wykazała ogromną wyrozumiałość i troskę podczas naszej rozmowy na temat moich ograniczeń – lęków, stomii, problemów z kolanem i charakterystyki choroby. Trochę się stresowałam przed tą rozmową. W firmie, w której pracuję konieczne jest poinformowanie bezpośredniego przełożonego o specyfice swojej choroby, by ten wiedział co może się wydarzyć i aby w razie potrzeby umiał pomóc. To dla mnie bardzo ważne, że zostałam wysłuchana i zrozumiana. Poczułam też, że moja Szefowa naprawdę we mnie wierzy i że mogę liczyć na jej pomoc w każdej chwili. Cieszę się też bardzo ze znajomości z Paulinką – dziewczyną, którą zastąpiłam na stanowisku. Wymieniłyśmy się numerami telefonów :) Paulina napisała mi ściągawkę z najważniejszych czynności, które obejmują moje obowiązki i również mimo awansu obiecała pomóc mi dopóki się nie wdrożę we wszystkim. Obecnie uczę się ludzi – w firmie pracuje sporo osób i chcę choćby ich powoli po wyglądzie kojarzyć. Nie martwię się jednak tym, że nie od razu spamiętam ich imiona, to niemożliwe w tak krótkim czasie. Jestem pod wrażeniem, bo dawno nigdzie nie czułam się tak spokojnie. Nie mam też problemu z godzinami pracy, bo zostały one dopasowane do moich potrzeb. Lucjan też nie robi obciachu. W pracy siedzi cicho, woreczki dobrze się trzymają, spray którego używam w toalecie, gdy muszę wypróżnić woreczek spisuje się wzorowo – zostawiam za sobą piękny waniliowy zapach. Jest dobrze, a wierzę, że z każdym dniem będzie tylko lepiej.

Pogoda w ten weekend się nie spisała – zapowiadane słońce i rozpogodzenie póki co się nie pokazało. Szkoda, bo jakoś tak trudno zebrać się w sobie rano, by wstać i działać na pełnych obrotach. Postanowiliśmy z Ukochanym przywołać trochę kolorów złotej polskiej jesieni. I to właśnie to drugie COŚ, czym chcę się z Wami podzielić. Jest to przepis na leczo w wersji mojej babci. Podam ilości składników na porcję dla dwóch  osób – ale tak naprawdę ich ilość można modyfikować dowolnie. I za to bardzo lubię to danie.

LECZO BABCI IRENKI – moje LECZO ZŁOTEJ POLSKIEJ JESIENI

Składniki:
- 1 pojedyncza pierś z kurczaka
- 2 średnie marchewki
- 1 średnia cebula
- 1 papryka czerwona
- 1 mała puszka kukurydzy
- keczup
- przyprawa do dań chińskich
- ryż

Wykonanie :
Najpierw szykujemy warzywne składniki - marchewkę kroimy w talarki, cebulkę siekamy drobno, paprykę kroimy w drobną kostkę i odsączamy kukurydzę. Mięso drobiowe kroimy w kostkę i wrzucamy na patelnię z małą ilością oleju i lekko rumienimy. Trwa to około 5 minut. W tym czasie na patelni ląduje również cebulka – powinna się delikatnie przeszklić. Po tym czasie wlewamy na patelnię wodę i wrzucamy marchewkę – całość przykrywamy i dusimy na niewielkim ogniu około 20 minut. Po upływie tego czasu dodajemy na patelnię paprykę, kukurydzę i keczup – ja używam pikantnego. Dolewamy też na patelnię ponownie nieco wody, bo podczas podduszania spora część z pewnością wyparowała. Do całości wsypujemy na patelnię przyprawę do dań chińskich i całość mieszamy. Na koniec wszystko wciąż podduszamy pod przykryciem przez około kwadrans – oczywiście w szybszej wersji można sos zagęścić wsypując łyżeczkę mąki, ale ja wolę odczekać aż sos odparuje i naturalnie sam zgęstnieje. Gdy sos jej gotowy przygotowuję ryż – porcję gotuję wedle instrukcji na opakowaniu. Tu mamy dwie możliwości – można ugotowany ryż wrzucić na patelnię i wymieszać z sosem, albo rozłożyć ryż na talerzach i na wierzch dać sos – ja preferuję ten drugi sposób, bo ładniej prezentuje się na talerzu, ale wybór sposobu podania pozostawiam Wam.




W tym daniu znajdziemy wszystkie kolory jesiennych liści – żółty, czerwony, pomarańczowy… i pikantną nutę rozgrzewającą żołądek i serce. Feeria barw na talerzu z pewnością przywoła uśmiech na waszych twarzach. Modyfikujcie przepis do woli, zgodnie ze swoim smakiem i wyobraźnią.

Korzystając z okazji pozdrawiam serdecznie ze Stolicy babcię Irenkę, która często w domu szykowała mi to pyszne danie.

Uściski i smacznego wszystkim,

Ewelina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz