W ramach prób zapoznania się z
Warszawą i zaprzyjaźnienia się z nią wędruję z Rafałem na długie spacery. Chcemy
poznać najbliższą okolicę. Wygląda na to, że na długo tu zostaniemy i trzeba
zacząć przyzwyczajać się do tej świadomości. Mój Ukochany mieszka tu dłużej niż
ja i jemu tutaj się podoba. Cieszę się jego radością, widząc jak kwitnie w tym
wielkim mieście, rozwija się, realizuje zawodowo i życiowo. Ja realizuję się tu
bardzo na płaszczyźnie związku i samodzielnego życia. Czuję, że dobrze radzę
sobie w roli pani domu – mieszkanie mamy czyste, pyszne obiady ugotowane,
zwierzak zadbany. Przyszła pora, by zrealizować się również zawodowo. Póki co
nie bardzo mi wychodzi znalezienie jakiegoś stałego zatrudnienia. Skupiam się
więc na leczeniu swojego wnętrza, swojego samopoczucia i podejścia do nowego
miejsca zamieszkania. Zazdroszczę każdemu, kto potrafi ot tak, niemal z dnia na
dzień przystosować się do nowego miejsca, w które rzuca go los. Ja mam z tym
spory problem, mimo iż jestem tu już tak długo.
Ostatnio jednak
jestem podbudowana. Próbuję swoich sił w pracy w korporacji. To wcale nie jest
dla mnie proste i łatwe, nie wiem jeszcze czy zdecyduję się zostać tam na
dłużej, ale powoli wierzę w siebie nieco bardziej. Dlaczego? Bo bardzo dobrze
radzę sobie z obowiązkami stanowiska, na którym być może zostanę i główna
przełożona jest ze mnie bardzo zadowolona. To dla mnie ważne, bo ostatnio moje
lęki o mało nie sprawiły, że w ogóle nie wzięłabym udziału w tych kilku dniach
szkoleniowych. Lęk i poczucie niepewności dopadło mnie tak mocno, że chciałam
zamknąć się w domu i w ogóle z niego nie wychodzić. Przez chwilę miałam nawet
myśl, że nie nadaję się w ogóle do pracowania gdziekolwiek i lepiej będzie,
jeśli zostanę w domu z moją rentą i tekstami dla Was, a mój Narzeczony będzie
zarabiał większe pieniądze. To był krótki epizod, ale bardzo źle go zniosłam i
bardzo źle się czułam. Jeszcze jak na złość Lucjan przez te 2-3 dni dał mi
trochę w kość tuż przed rozmową i byłam naprawdę roztrzęsiona i wycofana. Nie
umiałam się cieszyć nawet tym, że bardzo się podobam i w zasadzie mam
zatrudnienie w kieszeni – bałam się drogi do pracy i dużo strachu kosztował
mnie powrót do domu – powinnam skakać z radości a tymczasem ja siedząc w
autobusie marzyłam tylko o tym, by zapłakana i roztrzęsiona ze strachu schować
się pod kocem. Postanowiłam jednak walczyć z tym lękiem i na dobre mi to
wyszło. Trzeba być realistą - w dzisiejszych czasach aby się utrzymać trzeba by
oboje partnerów pracowało. Udało mi się po rozmowie z moim Mężczyzną przełamać
i pójść na te szkoleniowe dni. Radzę sobie naprawdę dobrze i mogę być z siebie
dumna bo w przypadku lęków ważny jest każdy mały krok do przodu. Czasem
zastanawiam się jak to się mogło stać, że tak bardzo boję się życia z dala od
bliskich. Mam olbrzymie wsparcie w Rafale, zwyczajnie czuję się niepewnie.
Ciągle boję się jak sobie poradzimy, czy moja choroba będzie wyciszona, czy uda
mi się zabezpieczyć swoje zdrowie w odpowiednie leki i żywność, czy znajdę
zrozumienie w miejscu pracy, czy uda mi się mieć tutaj znaleźć jakieś pokrewne
dusze jak mawiała moja ulubiona Ania z Zielonego Wzgórza. Mam nadzieję, że z
czasem moje wątpliwości i lęki opuszczą mnie i przestaną mnie paraliżować.
Chciałabym poczuć się w końcu swobodnie i móc bez strachu rozwijać się zawodowo
i tak w ogóle – w swoich pasjach, codzienności. Chciałabym wstawać rano bez
lęku o to, jak potoczy się kolejny dzień. I niechby strach przestał paraliżować
mnie przed wyzwaniami, z którymi naprawdę jestem w stanie świetnie sobie
poradzić – wystarczy tylko przestać się bać.
Czy Wy także macie czasem
problemy podobne do tych moich? Jak sobie z tym radzicie? Macie jakieś dobre
rady? Proszę, podzielcie się ze mną. Wasze pomysły są na wagę złota.
Pozdrawiam, Wasza Ewelina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz